6/11/2013

Rozdział II - Kto jest kim?

Witam!
Przedstawiam drugi rozdział - "Kto jest kim?". Pisany pod wpływem płyty "Odwet Pozorów" SDM. Końcówka pisana przy piosence "Martwa Natura" ;)
Mam nadzieję, że się spodoba, bo pisałam go prawie 3 godziny!
Komentujcie i wyrażajcie swoje opinie!
Pozdrawiam i życzę Weny,
Limannova.

Rozdział II  - Kto jest kim?

- Rich, chodź tutaj! – krzyknął czarnowłosy mężczyzna, a jego zielone oczy zaczęły błądzić po salonie.
- Czego, Scar? – drugi mężczyzna w garniturze wstał z kanapy.
- Mam cię nauczyć tego i owego, więc rusz swój cholerny tyłek i chodź za mną. – już po chwili dwaj mężczyźni otwierali drzwi ogromnego garażu i wsiadali do poobijanego Porsche 911 Turbo. – Jedź tam, gdzie zawsze. – mężczyzna zwany Rich’em nacisnął pedał gazu i ostro skręcił w prawo. Na horyzoncie zobaczyli tor, na którym nowi trenowali jazdę samochodem. – Wjeżdżasz w każdy zakręt bokiem. Gaz do dechy i ręczny.
Rich wcisnął gaz tak mocno jak mógł, a po chwili zaciągnął ręczny. Wbił się w ustawioną barierę z opon jadąc 160 km/h.
- Idiota. Jeszcze raz! – powtórzył ten sam manewr jeszcze kilkakrotnie, ale nic z tego nie wyszło. – Daj mi to, pokażę ci jak to się robi! – Scar zasiadł za kierownicą i wcisnął pedał gazu. Po chwili wszedł w zakręt bez najmniejszych problemów. Mijali kolejne zakręty, aż w końcu odezwał się Rich.
- Długo w tym siedzisz?
- W czym? – Scar jedną ręką trzymał kierownicę, a drugą próbował zapalić papierosa.
- W tym wszystkim. W narkotykach, samochodach i…morderstwach.
- Skąd wiesz?! – czarnowłosy zaciągnął hamulec i stanął w poprzek drogi.
- Zgadłem. To ty ich…
- Może. Ani słowa nikomu, jasne?! Inaczej też będziesz gryzł ziemię. A teraz siadaj za kierownicą! – Rich przesiadł się na miejsce kierowcy i już więcej się nie odezwał.

~*~

- Pani Detektyw, nic nie znaleziono. Zabójca musiał działać w rękawiczkach. – Carl wszedł do gabinetu i drżącymi dłońmi podał wyniki badań.
- Cholera jasna! Szukajcie na wszystkich dowodach! Nie ważne czego, każda informacja jest ważna!
- Tak jest! – Simons wyszedł z gabinetu. Hermiona usłyszała jeszcze zduszony szept, który skierowany był do Carla:
- Stary, współczuję. Tak zaangażowana to chyba jeszcze nigdy nie była. – nie miała ochoty zwracać na to uwagi.
Zamyśliła się. To morderstwo wydaje się być dziwnie podejrzane. To tak, jakby miała środek włóczki, a nie widziała końca. Wystarczy pociągnąć za wełnę i koniec sam się znajdzie. Cholera, przecież na drugim końcu może być cała włóczka, a ciągnąć ją, to znaczy rozwijać jeszcze bardziej. To jest jakieś popierdolone.
Spojrzała jeszcze raz na dowody, których analizę dostarczył jej Carl. Peleryna…czarna peleryna… prze głowę przeleciały jej słowa, zasłyszane kiedyś u czarnowłosego czarodzieja: „Lubię czasem wyjść na ryby, jak każdy facet.” Czy to mógł być on? Czy ta zagadka była tak bardzo prosta, a zarazem przerażająca? Jeśli to jest ON, i jeśli ONI się dowiedzą, to będzie po mnie, pomyślała.

~*~

Ciemnoskóry mężczyzna szedł szybkim krokiem przez główną ulicę Londynu, szybkimi ruchami pocierając o swoją pelerynę zakrwawiony nóż. Otworzył pierwszy śmietnik i wrzucił tam narzędzie. Uważnie przysłuchiwał się odgłosom dochodzącym z pobliskiego domu. Trochę zaburzymy rytm, Draco. Wsłuchał się w odgłosy strzałów i krzyk kobiety. Mimowolnie się skrzywił. Dość już widział gwałtów na kobietach. Po chwili znów usłyszał strzał, a obok niego przejechało piękne, sportowe auto – Giulietta Quadrifoglio Verde. W samochodzie otworzyła się szyba:
- Zrobione, szefie.
- Mogliście dać spokój tej kobiecie, idioci. Szczególnie ty, Rich. –mężczyzna naciągnął kaptur na głowę. Jeszcze nie czas, aby dawny współlokator go rozpoznał. Rich wyszedł z samochodu i podszedł do swojego nowego szefa.
- Muszę coś z tego mieć, szefie. Inaczej może się to dla was źle skończyć, a szczególnie dla ciebie…Blaise. – końcówkę wręcz wysyczał do ucha mężczyzny.
- Dla ciebie też…Draco. – czarnoskóry odwdzięczył się tym samym. – Jedź już. Scar, zajmij się nim. Ma wiedzieć, jakie zasady tu obowiązują.
- Tak jest. Siadaj, Rich! – zielonooki wciągnął blondyna do samochodu.
Tymczasem inny czarodziej wszedł do domu, który jeszcze wczoraj miał wszystkie szyby w oknach. Ledwie wszedł do salonu, a już miał ochotę wyjść. Na podłodze, zaraz przy stole, w kałuży krwi, leżała naga do połowy kobieta. Obok niej leżał pięcioletni chłopczyk. Czarnowłosy podszedł do niego i sprawdził oddech. Żył! Merlinie, co teraz?! Ten chłopiec żyje! Mężczyzna wyciągnął z kieszeni różdżkę i wypowiedział aktywację.
- Nagły wypadek, siłę moja niech odda mi to, co ją zabrało. Chcę, by moja ręka była kompletna! – zabłysnęło, zahuczało i po chwili czarodziej klęczał nad małym chłopczykiem i szeptał podstawowe inkantacje. Gdy był pewny, że może zostawić go samego na kilka minut, przeszedł dalej. Wtedy usłyszał pisk opon i wyglądając przez potłuczone okno, zauważył zawracający samochód, który minął posiadłość z zawrotną prędkością. Przeszedł do kuchni i omal nie zszedł na zawał. Na stole, nabity na 3 noże, leżał minister finansów Londynu. Obok leżała gazeta z dzisiejszego poranka. Czarodziej postanowił nic z tym nie robić – był w kompletnym szoku. Bez zastanowienia przeszedł do salonu, wziął młodego chłopca na ręce i aportował się, nie mając sił na przejście połowy miasta.
Wszedł do swojego domu i położył chłopca na kanapie. Otaksował go spojrzeniem, a chłopiec otworzył oczy.
- K-kim pan-n jest? – zapytał drżącym głosikiem.
- Człowiekiem z Londynu. Mam na imię… Pan. Tak, mówi mi po prostu Pan.
- Dziękuję, Pan. – chłopak zamknął oczy i zaczął spokojniej oddychać. „Pan” usiadł ciężko na fotelu i wziął do ręki paczkę albańskich papierosów. Drugą ręką chwycił opróżnioną w jednej czwartej, butelkę Olmeca Tequila. Zaciągnął się papierosem i wypuścił siwy dym ustami. Odkorkował buteleczkę i pociągnął zdrowy łyk. Nie wiedział czemu wziął chłopca. To było jakby w środku. Może to przez Nią? A może przez to, że jego matka tez zginęła i wiedział, jak bardzo przeżywa to małe dziecko. Nie był w stanie powiedzieć dlaczego to zrobił, ale zrobił to i nie było odwrotu. Rzucił butelkę na podłogę, jej zawartość wylała się na zielony dywan. Po chwili obaj chłopcy – jeden duży, drugi mały – oddawali się w objęcia Morfeusza. 

_________________________________________________________________________________


6/02/2013

Rozdział I - Zapoznanie.

Witam i rozdział pierwszy wam przedstawiam.
Nie przeciągam - czytajcie, komentujcie i polecajcie.
Do To$ki - nie gniewaj się, ale proszę, byś nie zdradzała nikomu kto jest kim, bo to opowiadanie starci sens xD Z wyrazami szacunku - twój głęboki banan, który jest bardzo głęboko poruszony głębią twojego umysłu.

Limannova.

Rozdział I – Zapoznanie.
- Grupa młodych ludzi wczoraj w nocy napadła na wytwórnię części samochodowych. Czworo z sześciu pracowników firmy trafiło do szpitala w stanie krytycznym, pozostali nie żyją. – mówiła długowłosa spikerka w wieczornym wydaniu „Londyn”. – Straty oszacowano na 4 tysiące dolarów. – Nastąpiła seria zdjęć na których pokazane było miejsce zbrodni. – Na drugim końcu Londynu, zanotowano kradzież luksusowego Porsche 911 Turbo. Sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia, zanim policja go unieszkodliwiła.
Młoda kobieta wyłączyła telewizor i cicho westchnęła. Będzie miała dużo pracy. Przeszła do kuchni, gdzie nalała sobie kieliszek wina i położyła się na brązowej kanapie. Kieliszek drżał w jej dłoni, szkło mieniło się w blasku plafonu, a za oknem słychać było miejski gwar. Pomyślała o tym, jak kiedyś żyła, a jak żyje teraz. Dawniej miała inne plany. Chciała uczyć w Hogwarcie, może ożenić się z Ronem, pozostać w świecie magii. Dziś jednak leży na skórzanej kanapie w domu przy Great Marlborought Street 7, pracuje w Wydziale Kryminalno Śledczym Londynu jako główna Pani Detektyw, ogląda trupy i ukrywa część prawdy. Ciekawe zajęcie.
Wzięła łyk wina.
Cholerny ignorant, pomyślała. Zniszczył sobie i mnie życie. Nie mogłam przecież być z kimś, kto jest uzależniony od heroiny, prawda? W zasadzie, mogłabym wsadzić go teraz za kratki, tylko po co? Z zemsty? Nie chcę zemsty. Chciałam mu pomóc, a że się naćpał i zrobił coś, czego nie powinien, to już jego sprawa. Dość o nim. Może teraz o tym drugim? O tym, który pomógł w niszczeniu mojego wizerunku? Nie, nie, o nim kategorycznie zabroniłam sobie myśleć i słowa dotrzymam.
MIUSIC/a>

Wychyliła do końca kieliszek i pewnym krokiem weszła do sypialni. Chwyciła ręcznik, szlafrok i piżamę, i pomaszerowała do łazienki. Wchodząc pod prysznic mimowolnie westchnęła. Choć minęły 2 lata od jej przysięgi i 6 lat od ich ostatniego kontaktu, to nadal pamiętała jego rozpalone ręce, które tak często odkrywały każdy kawałek jej skóry, właśnie pod prysznicem. Jak co wieczór, oparła czoło o zimne kafelki i zamknęła oczy. Tylko w tym miejscu pozwalała sobie na chwilę słabości, na przypomnienie sobie gorących pocałunków na swojej szyi i ustach. Przesunęła palcami po wargach i mimowolnie wzdrygnęła się na wspomnienie jego ust. Przesunęła rękę w kierunku ucha, potem dotknęła szyi. Przygryzła wargę. Nie mogła pozwalać sobie na takie rozpamiętywanie. Było, minęło. Serce jednak mówiło co innego. Nadal go pragnęła, ale nie mogła go mieć i obiecała sobie, że jeśli jeszcze kiedyś go spotka, to miną się nie obdarzając nawet spojrzeniem. Nie wybaczy mu, nieważne, że musiał. Zrobił coś, co odbiło na niej swoje piętno i zostawiło niemiły ślad. Potraktował ją wtedy jak zabawkę i dziś było już za późno na przeprosiny i wybaczenie. Było za późno, choć cholernie ją to bolało. Zaczęła od nowa i nie może teraz pozwolić sobie na coś takiego.
Ze złością uderzyła pięścią o mokre kafelki. Z oczu popłynęło kilka łez, które zmieszały się z wodą. Nie były to łzy szczęścia, czy smutku. Były to łzy bezsilności. Była silna, ale każdy ma swoje granice. Taką granice przekroczyła dziś Hermiona Granger.
Wyszła z pod prysznica i szybko ubrała się. Podeszła do łóżka, wślizgnęła się pod kołdrę i zgasiła lampkę nocną. Po chwili została pochwycona w objęcia Morfeusza.

~*~

Drzwi obskurnego baru otworzyły się cicho. Kolejny gość moczył podłogę kroplami deszczu, które zebrały się na płaszczu i kapturze, który przykrywał twarz przybysza.
- Podwójną Whisky. – powiedział do wysokiego barmana, który wyraźnie zląkł się przybyłego. Przybysz wziął szklankę z trunkiem i pochylił się w kierunku barmana.  – Nikt ma mi nie przeszkadzać, zrozumiano? Inaczej puszczę tę budę z dymem. – Obrócił się i przeszedł w najdalszy kąt sali. Sącząc powoli swój napój rozglądał się po gościach. Jedni grali w bilard, inni w pokera, jeszcze inni zabawiali się z panienkami albo chlali na umór. Czekał na swojego dobrego znajomego, miał dla niego świetny towar, a przy funduszach jakimi dysponował tamten, kolejny skok mógł zaplanować nawet na jutro. Kolejny mężczyzna w kapturze wszedł do baru. Swoje kroki natychmiast skierował w kąt sali. Usiadł przy stole naprzeciw pierwszego przybyłego i uśmiechnął się spod kaptura.
- Heroina, koka, może amfa? – zagadnął jakby od niechcenia.
- A jak myślisz, cymbale?
- Ty nie masz niczego innego niż heroina, prawda? Ile tego jest?
- Będzie ze 3 kilo. Po znajomości 6 koła i wszystko twoje.
- Dobra, biorę. – spod płaszcza wysunął się portfel, a po chwili na stole leżało sześć tysięcy dolarów w gotówce.
- Dostarczę tam gdzie zawsze. – człowiek od heroiny wstał, a spod jego kaptura wysunęło się kilka niesfornych, czarnych włosów.
- Byle szybko, chłopaki się buntują. – czarnowłosy wyszedł z baru nie oglądając się za siebie, a kupiec trzech kilogramów nielegalnego proszku, wstał i wyciągnął z cholewy wysokiego buta laskę. Uderzył nią o podłogę, a ta rozsunęła się ukazując głowę węża z rozwartymi szczękami.

~*~

- Morderstwo głównego sędziego, akta masz na biurku. Co dziwne, przedtem ukradziono należący do niego samochód. Sprawa wydaje mi się skomplikowana. – mówił Edmund Clarckson, zabierając płaszcz Pani Detektyw.
- Dlatego zostało mi to przydzielone, zgadłam? Dajcie mi czas na rozpatrzenie tego, zbierzcie jak najwięcej materiałów, czyli to co zawsze. Tylko nie przeszkadzać mi, chyba że w bardzo ważnej sprawie. – Hermiona weszła do swojego gabinetu i z hukiem zamknęła drzwi. Rzuciła torbę w kąt i usiadła za biurkiem zabierając się za przeglądanie akt nowej sprawy.
Zamordowany: Sędzia Najwyższy, Antonin Crump.
Okoliczności: Wcześniej skradziono jego samochód. Według świadków mordercą był mężczyzna. Morderstwa dokonano w domu, ofiarę wywieziono i zakopano w pobliskim parku.
Opis sprawcy: Czarnowłosy, wysoki, dobrze zbudowany, w płaszczu.
- Kto do cholery jasnej robił ten raport?! Przecież z tego nic nie wynika! – warknęła nieprzyjemnie i ponownie zajrzała do akt sprawy.
Przerzuciła strony tego nużącego raportu i przyjrzała się dowodom. Jednym z nich był skrawek płaszcza. Przyjrzała mu się uważnie, ale nic nie mówiła jej marka sklepu odzieżowego. Kolejnym dowodem była żyłka, prawdopodobnie wędkarska, którą uduszono ofiarę. Wzięła telefon i wcisnęła czwórkę.
- Simons, do mnie, natychmiast! – Technik pojawił się po kilkunastu sekundach.
- Wzywałaś mnie?
- Siadaj! Powiedz mi, czy któryś z tych idiotów sprawdził może odciski palców na tej cholernej żyłce?
- Niee…
- A czy któryś z was w ogóle myśli? – mruknęła do siebie i zalała kawę. – Zrobisz to, a efekt przyniesiesz jutro. Chcę wiedzieć wszystko o tych dowodach. Skąd, gdzie, po co, kiedy, zrozumiałeś?
- Tak.
- Wracaj do pracy. – Carl Simons wyszedł z gabinetu dawnej panny Granger z nieukrywaną ulgą.

~*~

- Kurwa mać, jak stawiacie te piekielne samochody?! – krzyczał ciemnowłosy mężczyzna stoją na środku ulicy. – Muszę kupić nowy płaszcz przez tych idiotów. – Ze złością przeszedł próg domu i zdjął rozdarty płaszcz. Rzucił go gdzieś w ciemny kąt, poluzował krawat, rozpiął dwa pierwsze guziki ciemnej koszuli i usiadł w głębokim fotelu. Uwielbiał to miejsce – nie przypominało mu ani Hogwartu, ani Doliny Godryka, ani innych znienawidzonych przez niego miejsc. Po prostu było nowe i to mu odpowiadało. Musiał odpocząć od tego przeklętego świata czarodziejów, od uczniów i nauczycieli Hogwartu. Musiał odpocząć od wszystkiego, a najlepiej odpoczywa się przy muzyce i szklance whisky.

5/29/2013

Prolog

Przedstawiam wam prolog kolejnej opowieści, której i tak zapewne nikt nie przeczyta. Nie wiem, kiedy będzie pierwszy rozdział, bo piszę to opowiadanie bardzo powoli i skrupulatnie. Cieszcie zatem oczy i umysły, bo rozdział pierwszy jeszcze nie skończony!
Pozdrawiam i życzę Weny,
Limannova.
EDIT: Co to jest za czarna magia? Tekst mi się pod koniec powiększa! Kto powie jak zrobić tak, by był normalny?
Prolog
- Ja, Hermiona Jean Granger, ur. 19 września 1979 roku w Londynie, córka Petera Granger i Emmy Granger-White, przysięgam, że będę słuchać mojego mentora, nigdy nie zdradzę, nie zataję prawdy w żadnej sprawie i nie użyję magii, jeśli nie będzie to naprawdę konieczne. – Rękę jej i Edmunda oplotła biała wstęga. Magiczna oczywiście. Po chwili do jej magii która związała ich dłonie, dołączyły mugolskie sposoby. Biała wstęga zdrady została przedarta i podana jej, by mogła pozbyć się jej na zawsze. Posłuszność kryła się pod niebieską wstęgą, a nadzieję, której każdy z nowych powinien mieć aż nadto, symbolizował kolor zielony. Wszystko to składało się na przysięgę policyjną-kryminalną, którą Hermiona Granger składała w obecności rodziców, nowej Dyrektorki Hogwartu, Wymiaru Sprawiedliwości i całej grupy policjantów i detektywów z którymi miała pracować. Wyrzekła się magii, by pomagać ludziom. Edmund Clarckson, jej mentor, wiedział oczywiście o istnieniu magii, tak jak cała kadra policyjna. Część z policjantów-kryminalistów również była czarodziejami, którzy tak, jak ona, wyrzekli się praw do używania magii.
- Czy na tej Sali jest ktoś, kto wątpi w prawdziwość słów tej kobiety, bądź w jej tożsamość? – Edmund stanął przodem do widowni. Nikt się nie odezwał, więc kontynuował. – Dobrze więc. Hermiono Granger, od dziś jesteś traktowana przez nas jak równa, przysięgamy Ci pomagać w każdej chwili, strzec twojego życia, być jak rodzina. Bracia, powstańcie i przysięgnijcie.
- Przysięgamy, siostro! – ze stu gardeł wyrwał się jeden zwarty okrzyk, a wszyscy policjanci jak na komendę przyłożyli ręce do serca. – Na śmierć i życie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!
- Hermiono Granger, odznaka detektywa jest twoja. Teraz jesteś jedną z nas. – ciepłe spojrzenie niebieskich tęczówek wprawiło ją w zakłopotanie. Edmund chyba niezbyt przejmował się setką stojących ludzi. Objął mocno dziewczynę, ucałował w policzek i podniósł jej rękę z odznaką do góry, jakby chciał pokazać jej zwycięstwo. Bo faktycznie zwyciężyła. Pokonała szkołę wojskową, przeciwności losu, zostawiła przeszłość za sobą i rozpoczęła nowe życie. I choć może się to niektórym wydawać dziwne, to najtrudniejsza była dla niej szkoła. Była jedyną dziewczyną, a mężczyzn było prawie czterystu w całym internacie. Nie narzekała więc na to, że nie ma na kim trenować ciosów. Codziennie wstawała o piątej rano, wykonywała podstawowe ćwiczenia z komandosami i o siódmej jadła śniadanie. Do południa miała czas na zajęcie się sobą, podczas gdy mężczyźni „pakowali” na siłowni. Od południa, do późnego wieczora, wszyscy mieli wzmożony trening. Czasem biegali w kółko przez osiem godzin, innym razem czołgali się, to znów strzelali do ruchomych celów. I tak przez cztery lata.
- Zabawmy się! Mamy nową w naszej drużynie! – krzyknął ktoś z końca sali i po chwili wszystkie krzesła stały pod ścianą. Część chłopców wyskoczyła „na raz” z sali i pownosiła stoły, na których zaczęły powoli pojawiać się różne przysmaki. To za sprawą Minerwy McGonagall, Dyrektorki Hogwartu, która postanowiła popisać się swoimi umiejętnościami i „podarowała” jedzenie. Lecz tylko niektórzy siedzieli przy stołach. Większa część mężczyzn starał się wyciągnąć na parkiet kobiety: sekretarki, sędziny, sprzątaczki. Wszystkie panie musiały zatańczyć choć raz, a Hermiona była rozchwytywana przez wszystkich mężczyzn na sali. Zatańczyła z Jansonem, Markiem, „Cichym” i Edmundem, a reszty imion nie zapamiętała. Ale pamiętała swojego przyjaciela. Edmund, jasnowłosy, niebieskooki, postawny mężczyzna. Wspierał ją, odkąd podjęła decyzję o opuszczeniu świata magii. Harry i Ron nie mogli tego zaakceptować, więc odwrócili się od niej. To na jego schodach leżała skulona w kłębek z zimna, przemoknięta i przemarznięta, po utracie najlepszych przyjaciół. To on wziął ją na ręce, zaniósł do ciepłej kuchni i słuchał jej opowieści przez połowę nocy. Poczęstował ją herbatą, odstąpił sypialnię. I był tylko dziesięć lat starszy od niej. Hermiona znalazła sobie mieszkanie, by po chwili się z niego wyprowadzić. Świat zaczął wirować za szybko, nie miała na nic czasu, a dziś bawiła się w najlepsze z grupą nowych znajomych i ze swoim najlepszym przyjacielem. Nie wiedziała jeszcze, jak bardzo ciężki etap życia przed nią.