5/29/2013

Prolog

Przedstawiam wam prolog kolejnej opowieści, której i tak zapewne nikt nie przeczyta. Nie wiem, kiedy będzie pierwszy rozdział, bo piszę to opowiadanie bardzo powoli i skrupulatnie. Cieszcie zatem oczy i umysły, bo rozdział pierwszy jeszcze nie skończony!
Pozdrawiam i życzę Weny,
Limannova.
EDIT: Co to jest za czarna magia? Tekst mi się pod koniec powiększa! Kto powie jak zrobić tak, by był normalny?
Prolog
- Ja, Hermiona Jean Granger, ur. 19 września 1979 roku w Londynie, córka Petera Granger i Emmy Granger-White, przysięgam, że będę słuchać mojego mentora, nigdy nie zdradzę, nie zataję prawdy w żadnej sprawie i nie użyję magii, jeśli nie będzie to naprawdę konieczne. – Rękę jej i Edmunda oplotła biała wstęga. Magiczna oczywiście. Po chwili do jej magii która związała ich dłonie, dołączyły mugolskie sposoby. Biała wstęga zdrady została przedarta i podana jej, by mogła pozbyć się jej na zawsze. Posłuszność kryła się pod niebieską wstęgą, a nadzieję, której każdy z nowych powinien mieć aż nadto, symbolizował kolor zielony. Wszystko to składało się na przysięgę policyjną-kryminalną, którą Hermiona Granger składała w obecności rodziców, nowej Dyrektorki Hogwartu, Wymiaru Sprawiedliwości i całej grupy policjantów i detektywów z którymi miała pracować. Wyrzekła się magii, by pomagać ludziom. Edmund Clarckson, jej mentor, wiedział oczywiście o istnieniu magii, tak jak cała kadra policyjna. Część z policjantów-kryminalistów również była czarodziejami, którzy tak, jak ona, wyrzekli się praw do używania magii.
- Czy na tej Sali jest ktoś, kto wątpi w prawdziwość słów tej kobiety, bądź w jej tożsamość? – Edmund stanął przodem do widowni. Nikt się nie odezwał, więc kontynuował. – Dobrze więc. Hermiono Granger, od dziś jesteś traktowana przez nas jak równa, przysięgamy Ci pomagać w każdej chwili, strzec twojego życia, być jak rodzina. Bracia, powstańcie i przysięgnijcie.
- Przysięgamy, siostro! – ze stu gardeł wyrwał się jeden zwarty okrzyk, a wszyscy policjanci jak na komendę przyłożyli ręce do serca. – Na śmierć i życie. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego!
- Hermiono Granger, odznaka detektywa jest twoja. Teraz jesteś jedną z nas. – ciepłe spojrzenie niebieskich tęczówek wprawiło ją w zakłopotanie. Edmund chyba niezbyt przejmował się setką stojących ludzi. Objął mocno dziewczynę, ucałował w policzek i podniósł jej rękę z odznaką do góry, jakby chciał pokazać jej zwycięstwo. Bo faktycznie zwyciężyła. Pokonała szkołę wojskową, przeciwności losu, zostawiła przeszłość za sobą i rozpoczęła nowe życie. I choć może się to niektórym wydawać dziwne, to najtrudniejsza była dla niej szkoła. Była jedyną dziewczyną, a mężczyzn było prawie czterystu w całym internacie. Nie narzekała więc na to, że nie ma na kim trenować ciosów. Codziennie wstawała o piątej rano, wykonywała podstawowe ćwiczenia z komandosami i o siódmej jadła śniadanie. Do południa miała czas na zajęcie się sobą, podczas gdy mężczyźni „pakowali” na siłowni. Od południa, do późnego wieczora, wszyscy mieli wzmożony trening. Czasem biegali w kółko przez osiem godzin, innym razem czołgali się, to znów strzelali do ruchomych celów. I tak przez cztery lata.
- Zabawmy się! Mamy nową w naszej drużynie! – krzyknął ktoś z końca sali i po chwili wszystkie krzesła stały pod ścianą. Część chłopców wyskoczyła „na raz” z sali i pownosiła stoły, na których zaczęły powoli pojawiać się różne przysmaki. To za sprawą Minerwy McGonagall, Dyrektorki Hogwartu, która postanowiła popisać się swoimi umiejętnościami i „podarowała” jedzenie. Lecz tylko niektórzy siedzieli przy stołach. Większa część mężczyzn starał się wyciągnąć na parkiet kobiety: sekretarki, sędziny, sprzątaczki. Wszystkie panie musiały zatańczyć choć raz, a Hermiona była rozchwytywana przez wszystkich mężczyzn na sali. Zatańczyła z Jansonem, Markiem, „Cichym” i Edmundem, a reszty imion nie zapamiętała. Ale pamiętała swojego przyjaciela. Edmund, jasnowłosy, niebieskooki, postawny mężczyzna. Wspierał ją, odkąd podjęła decyzję o opuszczeniu świata magii. Harry i Ron nie mogli tego zaakceptować, więc odwrócili się od niej. To na jego schodach leżała skulona w kłębek z zimna, przemoknięta i przemarznięta, po utracie najlepszych przyjaciół. To on wziął ją na ręce, zaniósł do ciepłej kuchni i słuchał jej opowieści przez połowę nocy. Poczęstował ją herbatą, odstąpił sypialnię. I był tylko dziesięć lat starszy od niej. Hermiona znalazła sobie mieszkanie, by po chwili się z niego wyprowadzić. Świat zaczął wirować za szybko, nie miała na nic czasu, a dziś bawiła się w najlepsze z grupą nowych znajomych i ze swoim najlepszym przyjacielem. Nie wiedziała jeszcze, jak bardzo ciężki etap życia przed nią.